wtorek, 2 listopada 2010

Meble łazienkowe z odzysku

Już listopad! czuję oddech końca roku. Na budowie ostro trwa tynkowanie wewnątrz, a ja planuję rzeczy do zrobienia na następny rok. W renowacji kompletny zastój - głównie z braku czasu i miejsca warsztatowego na "podorędziu", ale kiedyś się wezmę...jak śpiewają Elektryczne Gitary. Pojawiają się za to dodatkowe graty w kolejce - najnowszy pomysł i jego wizualka - mebel łazienkowy z odzysku, czyli komoda do przeróbki:
Długo się naszukałam odpowiedniej komody, która nadawała by się do tego celu. Warunki były takie: (oprócz odpowiednich wymiarów pod upatrzoną podwójną umywalkę) dużo miejsca na stopy pod spodem, brak dzielenia wewnątrz, pełne drewno i prosty styl i rzecz oczywista - atrakcyjna cena, żeby "projekt" był wart zachodu.
W końcu upolowałam taki egzemplarz w stylu art deco, który idealnie pasuje do wizji. Dodatkowo posiada "bajeranckie" schowki z boku na dłuższe rzeczy - "domestosy" i inne środki czystości...
Niedawno także natknęłam się na post Lutajki z Kuźni pomysłów o łazience i "wymyślonych" meblach łazienkowych i uśmiechnęłam się pod nosem. Lutajka także rozwiała moje wątpliwości co do tego, jak zabezpieczyć meble łazienkowe przed wilgocią, efekty można podziwiać u niej na blogu:
  • zabezpieczyć najpierw impregnatem do drewna (na pleśń i grzyby)
  • woskowanie lub olejowanie jako warstwa wykończeniowa

Moja komoda nie będzie bielona ani przecierana, pozostanie w naturalnym kolorze drewna, a jako wykończenie planuję olejowanie.

środa, 22 września 2010

Stolik orientalny II - najszybszy lifting pod słońcem

Gdy zobaczyłam stolik na alledrogo, stwierdziłam, że mógłby stanowić parę do poprzedniego odnowionego w skórze. Wymiary pasowały idealnie, a styl? - owszem, z nutą orientu, która ciągle gdzieś się u mnie powtarza.
Bez odnawiania stolik i tak służyłby wiernie do różnych "ulubionych lubień" - kawa & książka, czasem szachy. Postanowiłam jednak zrobić szybki lifting, co wyszło chyba "na zdrowie".Do odczyszczenie mosiężnej powierzchni użyłam już sobie znanego środka. Nie obyło się bez szorowania wełną stalową nr 0. Stolik posiadał bardzo brzydką plamę, widać ktoś trzymał na nim kwiatka, bo korozja odpowiadała rozmiarowi dużej doniczce.
Pod warstwą "patyny" czy brudu (jak zwał tak zwał) ukazywał się powoli piękny wzór, szczególnie zachwyciły mnie obrzeża.
Po skończonym super szybkim odnawianiu chałupniczą metodą, blaciki błyszczą się jak psu...hehe. Z czasem błysk zmatowieje. Cieszę się ogromnie, że udało się pozbyć plamy, chociaż kosztowało to trochę wysiłku i wolnego czasu z jednego (dzisiejszego) wieczoru.
Stolik "przyboczny" w czynnej służbie. Na potrzeby aranżacji z lampą naftową. Lampa na co dzień ma bezpieczniejsze miejsce na komodzie, gdzie nikt jej nie zawadzi.*
* klosz i kominek zostały stłuczone (mimo, że stały na komodzie...hmmm.... mam zdolną teściową), gdyby ktoś miał na zbyciu klosz o śr. montażowej i kominek 5cm proszę o kontakt!

poniedziałek, 6 września 2010

Nie miała baba problemu....cz.II

Nie miała baba kłopotu, zabrała się za odświeżanie szafy.
Zaczęło się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Na pierwszy ogień poszły boki i plecy szafy. Boki już zawoskowane czekają na resztę, a plecy?...no właśnie...
Plecy od początku posiadały małe dziurki po kołatku. Oglądałam, obstukiwałam i doszłam do wniosku, że nikt tam już dawno nie mieszka. Zaszpachlowałam dziurki masą, którą posiadałam po renowacji fotela. Wcale się nie przejmowałam, że nie jest dobrana kolorystycznie (przecież to tylko plecy). Gdy masa szpachlowa wyschła, przeszlifowałam ją i zawoskowałam na glanc. Efekt był super! BYŁ!
Po lewej zaszpachlowane dziurki po kołatku, po prawej już po przeszlifowaniu.
Pięknie wywoskowane plecki, na zdjęciu jeden z ładniejszych fragmentów.

Ponieważ miałam przestój w pracy, zawoskowane plecy leżakowały i czekały na dalszy ciąg. Po przyjeździe z wakacji (o ZGROZO!) zauważyłam świeże dziurki po drewnojadach!!! Małe skubczyki przyczajone tylko czekały, aż spuszczę je z oka. Nauczka na przyszłość - nie lekceważyć żadnych dziurek! Każda jest z definicji podejrzana. Pierwsza myśl była taka - kupić Fongitol i zagazować całe to towarzystwo (Fongitol nadaje się do mebli już woskowanych lub politurowanych). Ale obawiając się, że ta metoda może być zbyt łagodna, postanowiłam podjąć bardziej drastyczne kroki. Do wyboru z dostępnych metod eksterminacji wybrałam zalanie robala i mumifikację ;-)
Mężowi po zabezpieczeniu więźby dachowej został Xylodhone T.I. Ma szersze spektrum działania w stosunku do Fongitolu, ale działa na żywe drewno. Cóż robić, zakasałam rękawy i zeszlifowałam cały wosk. Nie powiem - łatwo nie było, bo wosk skutecznie zapychał mi papier ścierny.
Dopiero po zeszlifowaniu powierzchni (miejscami dosyć mocno), można było podziwiać cały ogrom kanalików. Nie do uwierzenia! Ale ten robal ma apetyt.
Środek rozprowadziłam pędzlem, obficie smarując po powierzchni z obu stron, poczekałam aż trochę się wchłonie i zafoliowałam szczelnie folią spożywczą na 24h.
Zalewanie robaka :P
Foliowanie, czyli mumifikacja :P
Po zdjęciu folii i całkowitym wyschnięciu drewna, zabrałam się do ponownego szpachlowania. Tym razem kupiłam kit dobrany kolorystycznie ("średni dąb"). Konsystencja fajniejsza od poprzedniego. Minusem jest to, że po rozpakowaniu, zanim kit zaczął wychodzić z tubki, zwinęłam jej prawie połowę. Uważam, że to grube naciągactwo ze strony producenta, bo w stosunku do ilości ta mała tubka tania nie była.
Na łyżkę wycisnęłam trochę kitu i za pomocą plastikowej karty wcierałam i wciskałam we wszystkie szpary. Poniżej drewno po przeszlifowaniu/po kitowaniu dla porównania.
Teraz czekam jak na szpilkach, czy pojawią się nowe dziurki. Zobaczymy, czyje na wierzchu?

piątek, 9 lipca 2010

Nie miała baba problemu....

...kupiła sobie szafę. Oczywiście do odświeżenia, przecież bardzo lubię nowe wyzwania i jak się okazuje coraz większe gabarytowo.
Oj! buduj mój Mężu ten dom szybciej, bo graty teściów zasypią.
Chciałam mieć szafę w stylu secesyjnym, który po prostu uwielbiam, ale jak trafiła się okazja na neoklasyczny - nie będę wybrzydzać. Szafa ma ładne dekory i okucia i jest z litego drewna. Docelowo będzie pełniła rolę garderoby na wierzchnie okrycia w korytarzu.
Zdjęcie jest poglądowe, od sprzedawcy. Mebel w tej chwili czeka na zmiłowanie (czyli mój prywatny czas wolny) rozłożony na części. Szafę przed skręceniem będę odświeżać - to ambitny plan na sierpień.
Na początek jakieś mycie a potem wykończenie. Waham się: czy proste woskowanie? czy rzucić się z motyką na słońce i zrobić politurę szelakową?

Trochę teorii o myciu mebli
Mycie mebli wcześniej politurowanych:
  • Mieszanka benzyny lakowej i oleju lnianego w proporcji 5:1. Benzyna lakowa (Lack Nafta, Alifat Nafta) do kupienia w markecie budowlanym; olej lniany - w sklepie dla plastyków. Dobrze wymieszaną mieszanką zwilżamy szmatkę i przecieramy mebel na niewielkiej powierzchni. Jeżeli szmatka się zbrudzi, to odwracamy ją i czynność powtarzamy. Należy zmieniać szmatki, żeby nie rozmazywać brudu. Po umyciu powierzchnia może być lekko tłusta i lśniąca. Można potem ją wypolerować suchą szmatką flanelową. Jeżeli planujemy woskowanie to mebel można zmyć samą benzyna lakową. Pamiętać należy o środkach ostrożności!
  • Przed ponownym politurowaniem mebel można zmyć denaturatem za pomocą wełny stalowej.
Środki ostrożności! Rękawice gumowe i okulary ochronne, pracować na otwartej przestrzeni lub szeroko otwartych oknach. Ostrożnie z ogniem!

Mycie jasnych, niepoliturowanych mebli :
  • Przetrzeć wilgotną szorstką gąbką kuchenną (woda z dodatkiem łagodnego detergentu lub płatków mydlanych: 1 szklanka płatków na 1 l wody). Nie moczyć mebla, aby woda zbytnio nie wsiąkała w drewno, powodując jego ciemnienie.
  • Meble niepoliturowane bardzo brudne i zniszczone można zmyć szczotką moczoną w mieszance: spirytusu drzewnego (metanol; denaturat), terpentyny i amoniaku (stosunek 1:1:2). Szybko spłukać wodą i osuszyć.
  • Partie mebla z rzeźbieniami można umyć za pomocą miękkiej szczoteczki do zębów

sobota, 12 czerwca 2010

Naprawa krzesła cz.II - (prawie) koniec pracy

Prawie skończyłam krzesło, prawie - bo nie mam pasmanterii do zakrycia gwoździ i zszywek. Ciekawa jestem jak będzie wyglądało skończone na 100%.
Aleks i tak już jest zadowolony, mimo, że krzesło odbiega od przyjętej chińskiej konwencji. Obicie jest tymczasowe, aż znajdę właściwą tkaninę. Znając realia, może to potrwać ładnych kilka lat.
Dzisiaj dużo zdjęć i mało gadania.
Po kolei:
- na pasy położona juta, najpierw lekko przybite ćwieki i naiąganie juty, potem dobijanie gwoździ do końca:
- już podwinięta i przybita juta:
- widok od spodu, co doskonale widać na załączonym obrazku:
- zdecydowałam się na położenie oryginalnego końskiego włosia. Co natura - to natura, żadna pianka tego nie zastąpi. Aby się nie przesuwało, przepikowałam nićmi:
- okrycie końskiego włosia ovatą, żeby nie gryzło w... siedzenie. Umknął mi niestety kolejny etap obciągania bawełnianą tkaniną - nie mam zdjęć do pokazania, uwierzcie na słowo, że jest.
- ostatnia warstwa obicia - naciąganie materiału na siedzisku. Siedzisko przybijane ćwiekami - lepiej mi tak szło i lepiej się trzymało. Za to zaplecek "objechany" został zszywaczem.
- na zaplecek użyłam materiału gobelinowego z egzotycznymi ptakami (pawie to czy nie?). Taką miałam wizję i fantazję, a co! Zamiast zrobić jednolicie siedzenie i oparcie. Żeby było śmieszniej materiał pochodzi z rozprutej ozdobnej poszewki - do nabycia pełno takich różnej maści na alledrogo (podpowiadam, jakby ktoś był zainteresowany).No i jak się podoba? w pełnej (prawie) krasie.Pozdrawiam wszystkich moich Odwiedzających. Nie mogłam oczywiście poczekać z publikacją aż nabędę pasmanterię i skończę pracę. Taka już jestem w gorącej wodzie kąpana.

środa, 2 czerwca 2010

Naprawa krzesła cz.I - zabrakło mi gwoździ!

Mija już 3 dzień mojego krótkiego urlopu, a z wielkich planów niewiele udało się zrobić. Postanowiłam ruszyć pełną parą z naprawą krzesła (puściły pasy po harcach młodego), ale w poniedziałek mi nie szło. Obdarłam wszystko do gołej ramy. Krzesło było już jak widać naprawiane - solidne 2 śruby trzymają wszystko w kupie. Przekonałam się kolejny raz, że nienawidzę wyciągania gwoździ!!!! Dotkliwie się przy tym skaleczyłam wbijając sobie wielką drzazgę w palec. Robotę natychmiast porzuciłam. Dzisiaj było drugie podejście do gwoździ i udało się uffff! Najgorsze były grube "papiaki" podtrzymujące stare pasy - nie do wyjęcia miejscami.
Teraz to już z górki ;-P, bo najgorsza w moim mniemaniu robota za mną. Pasów jeszcze nigdy nie kładłam, więc pierwsze koty za płoty:
Zamiast fachowego przyrządu do napinania pasów wystarczy własne kolano - całkiem dobrze działa.
Nie wbijałam potężnych papiaków, tylko małe ćwieki (ćwieki niebieszczone 1,4x10mm). Najpierw wbija się pierwszy rząd podtrzymujący pas, potem robi się zakładkę i wbija się kolejny. Postanowiłam także zrobić gęstszy układ pasów (było tylko na krzyż, z resztą widać w ramie specjalne wgłębienia po starych pasach).
Nie dokończyłam z prozaicznego powodu - zabrakło mi dosłownie 8 gwoździ!!!!! Grrrr! W okolicznym sklepie "metalowym" oczywiście takich nie mieli, a jakoś nie uśmiecha mi się bieg przez pół miasta do kolejnego sklepu, żeby usłyszeć to samo... skazana jestem na wyczekiwanie na męża, który po prośbie zawiezie mnie do hipermarketu budowlanego. Co to za czasy, żeby gwoździ w sklepie z gwoździami nie było :-(

piątek, 12 marca 2010

Maszkarony ze starego teatru

Lampa mnie zaczarowała, od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że muszę ją mieć, choćbym miała nie jeść przez miesiąc (ach, ta grzeszna żądza posiadania)! Ma coś w sobie takiego, że trudno przejść obok obojętnie. Maszkarony nadają jej charakter starej dekoracji teatralnej, uwielbiam ten klimat, aczkolwiek nie planuję w domu mieć ani teatru, ani muzeum ;-)
Miłość do takich przedmiotów wyniosłam głównie z filmów kostiumowych, które UWIELBIAM - począwszy od "Niebezpiecznych związków" (Glen Close, John Malkovich), a skończywszy na "Upiorze w operze" (Charles Dance i Burt Lancaster).
Parę słów o maszkaronach. Lubię ten motyw i w architekturze i w przedmiotach codziennego użytku. Kto był w Krakowie to wie jak wyglądają jedne z najsłynniejszych maszkaronów w Polsce. Warto przypomnieć definicję, za słownikiem Kopalińskiego:
maszkaron, maskaron, plast. motyw dekoracyjny w kształcie stylizowanej głowy ludzkiej a. na pół zwierzęcej, o groteskowych rysach i zazw. zawiłych splotach włosów. Etym. - wł. mascherone 'jw.; morda, pysk' zgrub. od maschera 'maska; poza; bileter teatr.'
Wracając do zaczarowanej lampy... najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wiem, czy działa, bo w domu nie miałam nafty, a już się chwalę całemu światu. Postrzelona i w gorącej wodzie kąpana - cała ja.

Życzę wszystkim udanego weekendu i dużo radości, ciepła i słońca.

I na specjalne życzenie mojego syna: "Aleks i Lampa Alladyna" (wiem, wiem, lampa alladyna trochę inaczej wyglądała ;D)

sobota, 13 lutego 2010

Renowacja foteli cz.XI - before&after

Przedstawiam Wam Ludwika XVI w nowej szacie. Dobrnęłam do końca pracy. Wiem, wiem, miał być seledynowy, jest zielony. Materiał seledynowy się po prostu nie nadawał, o czym nie miałam wcześniej pojęcia (dopóki nie obiłam taboretu i nie poczułam jak materiał potrafi "pracować").
Seledynowy był za gruby, zbyt sztywny, po zgięciu rozdzielał się włosek, tworząc "łyse przedziałki", nie dałoby się go wymodelować na krawędziach. Nie będę tutaj wypisywać wszystkich minusów. Zdecydowałam, że fotel obiję taką tkaniną, jak taboret, z którym teraz tworzy parę mieszaną :-). Sami oceńcie rezultaty mojej pracy.
Kilka zdjęć z aranżacji, trochę wymuszonej. Trudno u mnie o wolny kąt w domu. A o porządnym świetle dnia, można tylko pomarzyć.Zdjęcie poglądowe "przed-i-po", do dokumentacji moich "projektów":
Fotel już po obiciu, bez tasiemki ozdobnej. Mam mało zdjęć w trakcie obijania, jak już wpadłam w trans, to o fotografowaniu zupełnie zapomniałam.
Aleks koniecznie chciał się uwiecznić razem z "ludwikiem":
Praca nad podłokietnikami w skrócie. Mówiłam na to owijanie cukierka. Boczki zostały zaszyte nicią, żeby się nie rozwalały. Potem próba kleju (takiego hipermarketowego na gorąco).Klika zdjęć po skończonej renowacji. Ogólnie jestem zadowolona jak kot, który zjadł śmietanę. Jest parę drobiazgów, które mogłyby być lepiej zrobione, np.: przód fotela mógłby być bardziej wypchany, nie byłoby drobnych fal. Wykończenie woskiem nie jest szczęśliwe na prawym ślimaku, wstając z fotela lub siadając, łapie się za to miejsce, więc szybko się wyciera i trzeba wosk uzupełniać. No to chyba tyle "bolączek".
To dopiero pierwszy z pary foteli. Drugi fotel został na etapie doczyszczania zakamarków, więc cały proces trzeba będzie powtórzyć, ale to dopiero na wiosnę, jak będzie cieplej i można posiedzieć na świeżym powietrzu.

wtorek, 9 lutego 2010

Eklektyczne krzesła

Moja najnowsza zdobycz to para krzeseł w stylu neorenesansowym. Były niedrogie, że aż żal było ich nie kupić. Gdy przyszły, okazały się dosyć filigranowe, jak na moje i męża rozmiary, za to Aleks się od razu ucieszył. Spasowały mu rozmiarem i stylem (chyba miłość do staroci wyssał z mlekiem matki). Tapicerka w całkiem dobrym stanie, jedno z nich straciło ozdobną taśmę na siedzisku i ma plamę od zalania jakimś płynem, spróbuję odczyścić.
Widać, że te stare krzesła odnawiane były w ostatnich latach, szkoda tylko, że lakierem - są odpryski i zarysowania, ale nie będę nic z tym robić. Co najwyżej pokuszę się kiedyś o zmianę tapicerki. Synek wymarzył sobie (na nowy dom) tapicerkę w chińskie smoki. Tylko gdzie ja znajdę taki materiał?!Nie jestem mistrzem aranżacji, aparat i światło w mieszkaniu mam bardzo kiepskie, w dodatku cierpię na chroniczny brak miejsca. Ale staram się jak mogę ;-)
Blog Widget by LinkWithin
//google analytics