piątek, 11 grudnia 2009

Taboret - zmiana tapicerki cz.III - koniec pracy (before&after)

Taboret to mój debiut tapicerski. Skradałam się do niego jak do jeża. Ale po kolei...
Siedzisko z pianką owinęłam przyciętą na wymiar ovatą (trzeba pamiętać o zapasie - ja ciachnęłam troszkę za mało i bałam się że będzie problem). Zszywacz miałam z gatunku trudnych we współżyciu, trzeba było go czasem trzymać drugą ręką, bo dźwignia wymaga siłowego podejścia.
Pierwsze ćwiczenie na owijanie narożników. Ale to mały problem w porównaniu do tapicerki.
Po owinięciu owatą wygląda to tak:
Przycięty z zapasem materiał na obicie przymocowałam na początek na każdym z boków na środku. Materiał naciągałam przed przymocowaniem, żeby nie było luzu. Zostawiłam przy narożnikach po 5 cm nie przymocowane, żeby mieć pole manewru na zaginanie materiału. Zakładki są z podcięciem materiału.
Nie posiadam maszyny do szycia więc starałam się zrobić narożniki po mistrzowsku. A poniżej efekty moich wysiłków. Zdjęcia nie są zbytnio udane, bo nie miałam możliwości skorzystać ze światła dnia, może w weekend zrobię lepsze.
I ostatnie zdjęcie poglądowe: before-after :-)
A teraz o wieku do maszyny Singera słów kilka....
Kiedyś widziałam u MariiPar w "Zielonym Kuferku" maszynę Singera (z łucznikiem w środku ;-) z takim pięknym wiekiem i tylko mogłam pozazdrościć.
Moja NAJukochańsza przyjaciółka Kasia podarowała mi takie wieko, wczoraj z niecierpliwością otworzyłam paczkę i moim oczom ukazało się to cudeńko. KASIU DZIĘKUJĘ OGROMNIE RAZ JESZCZE! sprawiłaś mi wielką radość!!!! Musiałam koniecznie je obfotografować i się pochwalić na blogu, niniejszym to czynię:
Myślę, że w moim nowym domu zmałpuję pomysł MariiPar, nóżki do maszyny mam, wieczko JUŻ mam, blat się jakoś sam dorobi, a o maszynę poproszę św. Mikołaja :-)

Podsumowanie
Najtrudniej jest opracować narożniki. Kierowałam się techniką ujętą w książce "Tapicerowanie" N.Fulton (zdj. poniżej pochodzi z tej książki).
Druga sprawa: pomyśl 2 razy zanim weźmiesz nożyczki, o mały włos nie zrobiłabym jednego z narożników z zagięciem materiału w inną stronę niż pozostałe. Gdybym ucięła materiał, było by już po ptakach.
A po trzecie:..... strasznie mnie bolą dzisiaj palce i w ogóle całe dłonie ;-) na tapicera się nie nadaję.

czwartek, 10 grudnia 2009

Taboret - zmiana tapicerki cz.II - pianka

Piankę o grubości 4 cm przycięłam do wymiaru taboretu zostawiając 1 cm zapasu. Do przycinania użyłam zwykłego, ale bardzo ostrego, kuchennego noża. Kroiłam długimi pociągnięciami. Pod pianką umieściłam kawałek płyty pilśniowej, żeby nie uszkodzić dywanu - nie dysponuję ani warsztatem, ani wygodnym stołem roboczym.Siedzisko postanowiłam zrobić z 2 warstw pianki.
Z klejeniem wyniosłam się do łazienki, otworzyłam wcześniej okno, żeby był porządny cug. Klej, jak jest napisane na puszce, jest trujący, śmierdzący, niebezpieczny w kontakcie ze skórą itd. itp. (same "superlatywy"). Podłogę zabezpieczyłam dużym workiem (do wyrzucenia). Przygotowałam pędzel, który z góry spisałam na straty (nie posiadam rozpuszczalnika, a nawet jeśli - nie zamierzałam się bawić w jego oczyszczanie - za dużo smrodu i niebezpiecznych oparów), ubrałam rękawice ochronne - takie specjalne do chemikaliów.
Klejem smarowałam obie przyklejane powierzchnie, piankę mniej niż drewno, bo ciężko było go rozsmarować - gęsty i klejący (hehe). Docisnęłam warstwy, obciążyłam lekko ramę książkami i uciekłam z łazienki. Po 20 minutach już stężał tworząc elastyczne połączenie. Odstawiłam siedzisko do wywietrzenia na 24h w miejsce, gdzie nie podtruwało smrodem domowników.

Zdecydowałam się na ciemnozieloną tapicerkę. Materiał o ciekawej fakturze, przetykany delikatnie złotą nitką, mocny i dosyć gruby. Myślę, że idealnie będzie ładnie wyglądał w kontekście odnowionego wcześniej stolika ze skórzanym blatem.

wtorek, 1 grudnia 2009

Taboret - zmiana tapicerki cz.I

Mój najnowszy nabytek do kolekcji rupieci to taboret - oczywiście zakup niekontrolowany na "alle-drogo" ;-). Opis przedmiotu zawierał magiczne słowa: "to co na zdjęciu", więc już wiedziałam, że cudów nie będzie. Zapowiada się kolejne spaghetti-foto-story z "odświeżania".
Taboret przyszedł z poodkręcanymi nogami. Jestem nawet zadowolona, nogi i konstrukcja skrzyni wyglądają bardzo przyzwoicie. Po wytarciu wilgotną szmatką, części z pudełka prezentowały się tak:
Przyznam, że skusiłam się na niego ze względu na metalowe wykończenia nóg.
Pod okropną tapicerką była jeszcze gorsza gąbka a raczej jakiś pseudo-zamiennik. Słów mi brakuje, żeby to opisać, ogólnie "brrrr-bueeee".
Od razu zapakowałam to COŚ do wora na śmieci. Co się dało, to zeskrobałam kawałkiem starej szpachelki.
Potem heroiczny wysiłek - zdobyłam się na umycie pozostałości klejącej, czerwonej substancji w kuchennym zlewie. Ostrożnie, żeby za dużo nie moczyć drewna, przy pomocy szczoteczki do paznokci. Po wyszorowaniu postawiłam niedaleko kaloryfera do wyschnięcia. Tak oto siedzisko prezentuje się po umyciu i wysuszeniu - dużo lepiej? Mnie już nie przeraża.
Dzisiaj udało mi się dotrzeć do hurtowni tapicerskiej i zaopatrzyłam się w materiały do dalszej pracy. Mam nadzieję, że w końcu się coś ruszy i dokończę fotel, brakowało mi ovaty i ciągle przekładałam dalsze prace. Kupiłam piankę 4 cm, którą skleję warstwami i zrobię wypełnienie siedziska taboretu.
Blog Widget by LinkWithin
//google analytics