poniedziałek, 2 marca 2009
Renowacja foteli - "nieporadnik" dla amatorów cz.II
W poszukiwaniu odpowiedniego "narzędzia zbrodni" wybrałam się do okolicznego sklepu z żelastwem, usłyszałam tylko, że "jak 30 lat tu pracuję to niczego takiego nie widziałem". Udałam się więc do Castoramy - także rozczarowanie....No cóż, trzeba będzie udać się do sklepu dla tapicerów, ale wyprawę odłożyłam na później. Podczas zakupów w Lidlu zobaczyłam na "gadżetach" komplet śrubokrętów Stanleya, małe śliczne a w śród nich takie CUUUUDOOOOO....czekało na mnie widocznie :-)
Wieczorem z zapałem zabrałam się do wyrywania gwoździ. Kto tego nie robił to nie ma pojęcia ile wysiłku trzeba to włożyć. Po "zrobieniu" oparcia zastanawiałam się czy nie rzucić tego w cholerę i nie zapłacić tapicerowi ale zagryzłam zęby: "coooo? ja nie dam rady???? albo one (gwoździe), albo ja". Wyciąganie gwoździ zaczęłam od oparcia. Na drugi ogień poszły te z siedziska: najpierw wokół podłokietników, potem tył, następnie boki, na końcu przód.
Jeszcze kilka razy zmieniałam zdanie, szczególnie przy tych bardziej upartych sztukach. Satysfakcja z wykonanej pracy ogromna. A wniosek taki: rękawiczki - wampirki nie nadają się do tego rodzaju pracy - dziury się szybko porobiły, gumowe paluchy się sklejały, do kosza z tym! Trzeba zainwestować w coś trwalszego. Drugi wniosek - jak nie masz kondycji to na drugi dzień już to odczujesz :D
Pod obiciem na siedzisku materiał bawełniany wygląda bardzo porządnie, nawet ta watolina (jak zwał tak zwał) nadaje się do ponownego wykorzystania. Cieszy mnie to bardzo.
Kolejny zaplanowany etap to pozbycie się 2 warstw farby. Zamiast szlifowac postanowiłam potraktować fotel chemią:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekam niecierpliwie na efekt końcowy:):)
OdpowiedzUsuń