Zdecydowałam się na demontaż wszystkiego do gołego stelaża. To była dobra decyzja. Po zdjęciu surówki bawełnianej pokazało się siano z trawy morskiej wymieszane z bawełnianymi pakułami. Wielka dziura w surówce jutowej pokazywała wystające sprężyny.
Z lekkim obrzydzeniem zaczęłam pakować wszystko do worka na śmieci. Niesamowicie się kurzyło, bez maski nie dałoby się pracować. Zapełniłam śmieciami cały worek 60-litrowy i miałam dosyć. Nawet mysie bobki wysypały się z siana, brrr okropieństwo :-(! Może te dziury to myszy porobiły?
Sprężyny były przybite do stelaża gwoździami, drugi rząd sprężyn trzymał się na surówce jutowej. Nie było w ogóle pasów. Trochę się namęczyłam, żeby oderwać sprężyny.
Goły stelaż wygląda trochę żałośnie, aż strach pomyśleć co będzie dalej, to dopiero 1/4 roboty ściągania wszystkich warstw. Dopiero potem zabiorę się za wyciąganie wszystkich gwoździ, wzmocnienie i sklejenie stelaża.
Próbowałam także chemią (Syntilor - zmywacz do powłok) zmyć to "coś" z nóg. Tylko się rozmazało i zmiękło, wytarłam bawełnianą szmatką ile się dało, ale wcale nie wygląda to lepiej. Żałuję, że nie wzięłam z domu więcej chamikaliów, żeby je wypróbować.
Coraz bardziej mnie przeraża ogrom pracy do wykonania.............
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz