Piankę o grubości 4 cm przycięłam do wymiaru taboretu zostawiając 1 cm zapasu. Do przycinania użyłam zwykłego, ale bardzo ostrego, kuchennego noża. Kroiłam długimi pociągnięciami. Pod pianką umieściłam kawałek płyty pilśniowej, żeby nie uszkodzić dywanu - nie dysponuję ani warsztatem, ani wygodnym stołem roboczym.Siedzisko postanowiłam zrobić z 2 warstw pianki.
Z klejeniem wyniosłam się do łazienki, otworzyłam wcześniej okno, żeby był porządny cug. Klej, jak jest napisane na puszce, jest trujący, śmierdzący, niebezpieczny w kontakcie ze skórą itd. itp. (same "superlatywy"). Podłogę zabezpieczyłam dużym workiem (do wyrzucenia). Przygotowałam pędzel, który z góry spisałam na straty (nie posiadam rozpuszczalnika, a nawet jeśli - nie zamierzałam się bawić w jego oczyszczanie - za dużo smrodu i niebezpiecznych oparów), ubrałam rękawice ochronne - takie specjalne do chemikaliów.
Klejem smarowałam obie przyklejane powierzchnie, piankę mniej niż drewno, bo ciężko było go rozsmarować - gęsty i klejący (hehe). Docisnęłam warstwy, obciążyłam lekko ramę książkami i uciekłam z łazienki. Po 20 minutach już stężał tworząc elastyczne połączenie. Odstawiłam siedzisko do wywietrzenia na 24h w miejsce, gdzie nie podtruwało smrodem domowników.
Zdecydowałam się na ciemnozieloną tapicerkę. Materiał o ciekawej fakturze, przetykany delikatnie złotą nitką, mocny i dosyć gruby. Myślę, że idealnie będzie ładnie wyglądał w kontekście odnowionego wcześniej stolika ze skórzanym blatem.
Zapowiada się fantastycznie !
OdpowiedzUsuńUwielbiam taką zieleń :-)
Jak już wykończysz "łobuza", to podeślij do Mnie. Ten kolor będzie idealnie pasował do Mojego salonu. :-)) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo Ciekawy metodycznie wpis. Interesowalo mnie jakudalo Ci sie skleic pianke. Nie sadzilam, ze takie cos sie uda.
OdpowiedzUsuń