sobota, 2 listopada 2013

Odświeżanie szafy - cz.I

Szafa rozebrana prawie na części pierwsze, zanim ją złożę, zabrałam się za odświeżanie. Jakoś poręczniej jest manewrować kawałkami a nie całością.
Na pierwszy ogień poszła "korona". Cała góra kleiła się przeokropnie, prawdopodobnie resztki politury, czy wosku, latami powleczone brudem? Myślałam, że elixir da radę...nie dał. Sięgnęłam po dobrze znany sposób z denaturatem i wyszorowałam klejącą maź do gołego drewna. Zgrzałam się okropnie, bo opornie schodziło. Dopiero po wyschnięciu umytej denaturatem powierzchni, natłuściłam ją elixirem "alburnum's". Pierwsze efekty wyglądają bardzo obiecująco. Zobaczę po 24h, czy trzeba polerować, czy nie. Drewno wyraźnie ożyło, a po matowo-klejącej powierzchni zostały niemiłe wspomnienia. Oczywiście to początek pracy, bo przecież to tylko jedna z wielu części do odświeżenia. Pocieszam się, że reszta się nie klei i pójdzie to znacznie szybciej?! No, nie ma co zapeszać.
1. Góra szafy, szare- brud, brązowe - "klejące"
2. Próba eliksiru - powierzchnia ładnie ożywa, "klejące" również się - coraz bardziej się klei i panoszy
3. dobrze znany sposób: denaturat, wełna stalowa 000 (potem zeszłam do 0)
4. It works! "Klejące" znika!
5. a to tylko taki malutki kawałek...


6. po zmyciu i wyschnięciu - pięknie to nie wygląda!
7. pierwsza połowa po "olejowaniu"
Gotowa góra, Od razu lepiej!!!!
o postępach prac będę uprzejmie donosić...:-)

wtorek, 29 października 2013

Renowacja lampy cz.II - już po ptakach

Nie zdążyłam palcem kiwnąć... z zapowiadanej renowacji lampy wyszły nici, bo małżonek sam rzucił się na elektrykę i prostym patentem dorobił kabelek w zwykłej czarnej osłonce (nie było sensu kombinować z kablem w oplocie i tak tego się nie zauważa), dodał oprawkę, kostkę itp i nawet już je powiesił (je, bo lampy mam dwie, śliczne bliźniaczki). Tak więc przyszłam na gotowe, tylko podziwiać :-))
Po zaświeceniu, całkowicie zaskoczył nas efekt na suficie - niesamowite wrażenie! Szczęki nam opadły - dosłownie.
 

czwartek, 24 października 2013

Odświeżanie mebli - zrób sobie elixir


Przekopałam internet za różnymi sposobami odświeżania drewnianych mebli. Najlepsze trafienia zdarzyły się na forach o renowacji broni (części drewnianej). Znalazłam garść interesujących receptur, które postanowiłam wykorzystać do swoich celów. Na pierwszy rzut pójdą dwie z nich. Daruję sobie na razie wersje z amoniakiem.

Tą miksturą postanowiłam umyć trochę i ożywić szafę: 
Elixir No.3 (nazwa własna)
4 części oleju lnianego
4 części terpentyny
2 części denaturatu

Tę miksturę przeznaczyłam wstępnie do odświeżenia komody:
1 cz. oleju lnianego (gotowanego)*
1 cz. terpentyny
1 cz. octu
Wszystkie składniki łatwo dostępne: olej lniany i terpentynę kupiłam w sklepie dla plastyków, denaturat i ocet w spożywczaku. Przed użyciem trzeba dobrze wymieszać składniki, żeby połączyć rozdzielone warstwy.

*Kilka słów o oleju lnianym (info ze strony http://free.of.pl/h/handdrums/jak/jak_olej.html)
---------------------------
"Występuje w 3 wersjach:
- surowy
- gotowany
- pokost lniany
Najlepsze właściwości mają pokost i gotowany olej. Jeśli masz możliwość zdobycia surowego oleju, to nie próbuj go samodzielnie gotować [wbrew pozorom nie jest to proste i można sobie zrobić krzywdę, olej lniany jest bardzo łatwopalny] (...). Oprócz tego uważaj gdzie zostawiasz np. pędzel, bo minimalna temperatura zapłonu tych substancji jest mniej więcej taka, jak temperatura w słoneczny dzień. 
Pokost lniany można kupić w każdym sklepie z farbami lub w markecie budowlanym, gotowany olej w sklepach dla plastyków, a surowy olej przed Bożym Narodzeniem w sklepach spożywczych."

i jeszcze kilka słów o surowym (info ze strony: http://www.wparku.pl/index.php?nazwamenu=hostel&pageheader=Co%20warto%20wiedzie%E6%20o%20oleju%20lnianym?&art=wartowiedziec.txt&kat=artykuly/olej/)
"Olej lniany tłoczony na zimno, nieoczyszczony, jest gęstą cieczą o ciemnożółtym, bursztynowym zabarwieniu. Bezpośrednio po produkcji mętny, po pewnym czasie klaruje się, a na dnie naczynia zbiera się ciemny osad. Osad ten jest zjawiskiem naturalnym - powstaje z mikroskopijnych drobin ziaren lnu, które przedostały się przez sita prasy. Olej lniany posiada charakterystyczny "lniany" smak, kojarzony niekiedy ze smakiem tranu. 
Od wieków używany przez Słowian do celów spożywczych oraz jako doskonały impregnat do drewna. W dawnej Polsce na przednówku (okres Wielkiego Postu) niemal wyłączne źródło tłuszczu w diecie prostego ludu. W dawnej medycynie ludowej uniwersalny środek na choroby skórne i urazy (rany, stłuczenia, oparzenia, odleżyny itp.) aplikowany zewnętrznie w postaci nacierań i okładów."

...Jak nic, tylko wysmarować meble, siebie wewnętrznie i zewnętrznie - samo zdrowie ;-)
Sama jestem ogromnie ciekawa jakie będą wyniki doświadczeń "małego chemika". Będzie materiał na kolejne wpisy.
A Wy? - stosujecie jakieś tajne receptury?
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ *** ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Nie byłabym sobą gdybym nie pomyślała, że fajnie by było mieć butelki na własnoręcznie przygotowane mikstury. Wyszukałam więc odłożone na "kiedyś" szklane butelki po specyfiku do włosów (po zużyciu którego uznałam, że ze względu na formę i materiał warto zachować opakowanie na jakąś niewiadomą okazję w przyszłości - ach to chore zbieractwo).
Szybki projekt w paint'-cie, odrobina esencji z herbaty pomieszana z kawą, media do dekupażu, trochę opędzania przed maluchem, który koniecznie chciał zobaczyć co mama robi ;-) i postarzone etykietki gotowe.
Teraz tylko pozostało wlać specyfik i poczekać na czas, kiedy będzie go można wykorzystać (z tym czasem jest chyba najtrudniej). Komoda czeka z utęsknieniem.



wtorek, 3 września 2013

Chyba zwariowałam! - w oczekiwaniu na komodę

Nie mam czasu na renowację, ale nie powstrzymało mnie to przed zakupem kolejnego rupiecia do dopieszczenia. W założeniu ma to być komoda na "majtki i skarpetki" dla Starszaka do pokoju w nowym domu. Nie wiem co przyjdzie, poczekam....być może pokuszę się o naukę politurowania, bo ułożenie forniru aż się prosi o piękną oprawę...w marzeniach już głaszczę mebel i mam tyyyyyle czasu na dłubanki (wariatka!).
Takie plany, a życie biegnie swoją drogą.

piątek, 5 kwietnia 2013

Renowacja lampy cz.I - czyszczenie mosiądzu


Długo szukałam jakiejś odpowiedniej lampy w starym stylu do holu. Wypatrzyłam na alledrogo coś, co uznałam za ciekawostkę i lampę z potencjałem. Cena była zachęcająca, więc przystąpiłam do bitwy na łokcie w licytacji. Wygrałam, ale dopadły mnie wątpliwości, zaczęłam nawet żałować zakupu i swojej zapalczywości. Do czasu....aż otworzyłam pudło otrzymane od sprzedawcy. Zwątpienie i żal przeszły, jak ręką odjął. Po pierwsze byłam zaskoczona wielkością - lampa naprawdę okazała. Po drugie detale - ach te detale! Przecież diabeł tkwi w szczegółach. Przepiękny wieniec laurowy na podsufitce w stylu empire.
Myślę, że lampa będzie pasowała jak ulał, w końcu nasz dom ma dach prawie jak czapka Napoleona ;-)
Ocena stanu przedmiotu
Lampa w doskonałym stanie. Składa się z ażurowej obręczy, klosza o sercowatym kształcie i pięknie zdobionego talerza - podsufitki. Mosiężne części mają trochę plamek, całość przykurzona. Szkło w idealnym stanie - nic nie wyszczerbione, piękne szlify :-)
Brak jakiejkolwiek oprawki, kabla, w podsufitce została dziurka z gwintem po czymś, co teraz trzeba będzie jakoś uzupełnić.

Czyszczenie mosiądzu
Zabrałam się z zapałem do czyszczenia rozkręconych części. Przejrzałam informacje w sieci na temat domowych sposobów na czyszczenie mosiądzu (tu przydatny: link). Zastanawiałam się nawet nad nabyciem kredy bolońskiej w internetowym sklepie z różnymi artykułami do renowacji, ale moja niecierpliwa natura nie znosi oczekiwania, musi być już-teraz-zaraz-natychmiast-wykonać-marsz!

Posłużyłam się posiadaną resztką gotowego środka do czyszczenia mosiądzu (takie mleczko) i wełną stalową. Już po chwili żałowałam decyzji - cała patyna (brud, plamki też, jak zwał tak zwał) zaczęła znikać a im dłużej tarłam, tym coraz piękniej się lampa "świeciła". Pod światło widać było pozostałości po ciemnych plamkach, próbowałam je nawet traktować sokiem z cytryny, rewelacyjnej zmiany w czyszczeniu nie zauważyłam.


Ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć i B. Skończyłam szorowanie "obręczy", która podtrzymuje klosz, odstawiałam środek i resztę postanowiłam tylko porządnie umyć.



Złapałam co było pod ręką - ooo! płyn do mycia delikatnej skóry dziecka - w sam raz :-) nalałam na kłąb waty stalowej, namoczyłam i wyszorowałam porządnie w misce, potem obficie spłukałam, czynność powtórzyłam, osuszyłam papierowymi ręcznikami, no i dopiero byłam zadowolona z efektu.

Brudu nie widać, lampa nie "świeci" nowością...jeszcze tylko przeprowadziłam "symulację świecenia" - podłożyłam zwykłą lampkę pod spód klosza i.....voilà....:-)

Przydał by się teraz jakiś kawałek kabla - najlepiej taki w materiałowym oplocie, żeby zachować antyczny charakter lampy (w końcu wiszący kabel będzie widoczny), jakaś ceramiczna oprawka i pomysł jak to jedno z drugim pożenić....
c.d.n.
Blog Widget by LinkWithin
//google analytics